sobota, 19 sierpnia 2017

Pomysl na wyjazd zrodzil sie w weekend, kiedy to przypomnialem sobie, ze wtorek jest dniem wolnym od pracy. Skoro wtorek wolny, to warto wziac poniedzialek i miec 4 dni wolnego. Idac dalej tym tokiem rozumowania, czemu nie wziac tez srody, czwartku i piatku i miec ponad tydzien urlopu  :>

Jak pomyslalem, to tak tez zrobilem.

Skoro mialem juz tyle wolnego, trzeba bylo wybrac kierunek. Wczesniej zjezdzilem Mierzeje Wislana, dlatego decyzja byla szybka – poludnie Polski; tak dla równowagi.
Mialem juz urlop i kierunek, brakowalo jakiegos celu. Popatrzylem na mape i padlo na zamek Spis na Slowacji oraz powrót przez Bieszczady.



Uzbrojony w plan zadzwonilem do mojego kompana, z którem najczesciej jezdze, zwanym Dzikiem.
Dlugo go nie musialem namawiac, prawde mówiac w ogóle. Dzik kilka dni wczesniej zabral zone nad Baltyk, wiec mial wszelkie niezbedne argumenty, zeby „urwac” sie z domu.

W poniedzialek rano juz bylismy w drodze. Pierwszego dnia dojechalismy w okolice Krakowa. Lecielismy glównie bocznymi asfaltami, chcielismy jak najszybciej dojechac w góry.

Drugiego dnia wyjechalismy bez sniadania. Plan byl taki, ze zjemy cos „w trasie”. Im blizej granicy, tym tereny z kazdym kilometrem robily sie piekniejsze, a liczba motocyklistów wzrastala. Malopolskie i Podkarpackie pod tym wzgledem bardzo róznia sie od naszych okolic. Niziny zastepowaly piekne góry i doliny. Szerokie drogi szybkiego ruchu, zastapily waskie drózki asfaltowe.





W tym wszystkim zapomnielismy zjesc i jak sie pózniej okazalo, pierwszy posilek przyszlo nam zjesc dopiero grubo po 17:00. Przekroczylismy granice i nie zabralismy ze soba Euro, a nasze PLN’y im nie pasowaly


Zamek juz z daleka robil piorunujace wrazenie.  Jest ogromny. W tym roku zwiedzalem Ogrodzieniec, ale Spis jest sporo wiekszy. Jesli ktos lubi takie klimaty, to szczerze polecam!

https://pl.wikipedia.org/wiki/Zamek_Spiski

Dojazd do niego prowadzil nas waskimi serpentynami wijacymi sie wsród lasu i gór. Kazdy motocyklista to doceni. Odnajda sie tu zarówno osoby na sportach, chopperach czy adventure bike’ach. Co prawda na odcinku 9km bedzie troche trzeslo, bo asfalt przypomina ten na Ukrainie, ale do zrobienia na kazdym sprzecie  :moto:.




Na Slowacje z pewnoscia jeszcze wróce. Spodobaly mi sie tamtejsze drogi, male miasteczka i klimatyczne pub’y z dobrym piwem  :BB:.






Poznalismy tez typowych Slowaków, jacys tacy wyrosnieci, majacy „siano w glowie”  ;;)


Po odwiedzeniu zamku wyznaczylismy kierunek na petle bieszczadzka i przystan motocyklowa.



Przystan to wspaniale miejsce. Bylem tutaj pierwszy raz i bardzo mi sie spodobalo. Nie chodzi o standard lazienki, kuchnie, czy pole namiotowe. Nie chodzi nawet o urzadzone w stylu motocyklowym pokoje i bar (spalem w pokoju obok "cezety").



Chodzi o ludzi, którzy tutaj przyjechali, a z którymi to mialem przyjemnosc spedzic wieczór przy ognisku. Atmosfera byla rewelacyjna.



Nastepnego dnia szybkie sniadanie i o 06:30 bylismy juz na kolach. Kolega musial wracac do Bydgoszczy (praca), a ja ruszylem dalej.


Cel - zobaczyc tame na Solinie. Po chwili bylem juz na miejscu. Zaparkowalem sprzeta w pobliskim wesolym miasteczku i znalazlem 2zl. Od razu wiedzialem, ze to bedzie udany dzien  :thumbup:.





Pogoda troche sie zaczela psuc, ale na szczecie juz po godzinie ponownie sie rozpogodzilo.



Po zwiedzeniu tamy zdecydowalem jechac wzdluz granicy z Ukraina. Mozliwie najblizej jak sie da, o czym przypominal mi mój telefon sms'ami:
„Witaj na Ukrainie. Ceny  (z VAT): pol. wykonane do Polski 4,94PLN/min. Pol. odebrane 2,02PLN/min...”



Na wysokosci Tomaszowa Lubelskiego odbilem na pólnocny-zachód i zaczalem kierowac sie w strone domu.
Trase powrotna wyznaczylem bocznymi drogami, przez male gminy i miasteczka. Czesciowo jechalem asfaltem, a czesciowo po miekkim.




Odpoczynki robilem na odludziach, wybierajac jakies pola czy sady. Z dala od cywilizacji.



Wrócilem w piatek, zmeczony i szczesliwy. Brudny jak kominiarz od kurzu  :ricky:

Podsumowanie:

Wyjazd zaliczam do udanych. Pogoda dopisala, nie spadla jedna kropla deszczu i praktycznie caly czas bylo slonecznie.
Zrobilem cos kolo 1500 km w 5 dni.
Nie spotkala mnie zadna awaria, KTM 690 spisal sie jak zawsze idealnie.

Co zapamietam?
Piekne widoki, serpentyny w Bieszczadach i na Slowacji i zapach koszonej trawy.
Rozmowy przy ognisku z ludzmi w przystani motocyklowej.
Usmiech pewnej Pani, której zakrecilem na swiatlach wlew paliwa, bo zdecydowala sie opuscic stacje bez jego zakrecania :witch:.

Co mnie zdziwilo?
Absolutny brak komarów w Bieszczadach. Miejscowi mówili, ze dla nich za wysoko.
Ubikacja na stacji benzynowej, która miala swój wlasny piec kaflowy.



Na koniec powiem, ze jak opowiedzialem to wszystko zonie, to zrobila:





wtorek, 11 kwietnia 2017

2017-03-31 W poszukiwaniu strusiego mięsa

Miniony weekend również spędziłem w podróży. Miejsca, które odwiedziłem nie są jakoś szczególnie odkrywcze. Nie mniej może część z Was nie miała dotąd okazji ich odwiedzić i tym postem Was do tego zachęcę.

Wiosna to moja ulubiona pora. Od dłuższego czasu chodziło mi po głowie żeby wybrać się na południe Polski. Zwiedzić muzeum w Oświęcimiu i zamek Ogrodzieniec.

Zazwyczaj jeżdżę wspólnie ze znajomymi, ale tym razem zdecydowałem się pojechać sam. Na kołach byłem już w piątek. Trasa mieszana. Szutry, trochę pól i lasów. Miałem dziennie do pokonania ~400 km, więc część drogi musiałem pokonać asfaltem. Łącznie uzbierało się coś koło 1100 km.

Po drodze kilka przystanków, w miejscach gdzie już było wyraźnie czuć wiosnę.




Wczesnym wieczorem zatrzymałem się na nocleg w "Złotej róży". Ze śniadaniem zapłaciłem 80 zł, a warunki były bardzo komfortowe. Do tego w pokoju bardzo fajnie pachniało drewnem, co nastrajało po "górolsku".




Rano oczywiście jajeczniczka, paróweczki i w drogę. Pogoda idealna do jazdy. Ciepło, czyste niebo.


Z kilometra na kilometr robiło się ciekawiej.


Po drodze minąłem TVPiS Katowice. Wieża robiła wrażenie, choć zdjęcie tego nie oddaje.


Mijając kominy ciepłowni poczułem się wreszcie jak na południu ;)


Przed 12:00 byłem już w muzeum. Koszt biletu (wcześniej kupionego przez Internet) to 30 zł. Parking 8zł. 

W samym muzeum zrobiłem tylko dwa zdjęcia. To miejsce nie nastraja do strzelania fotek. IMHO muzeum to miejsce obowiązkowe dla każdego, przynajmniej raz w życiu.



Po zakończeniu zwiedzenia, zdecydowałem że jadę dalej na południe. Nie planowałem tego wcześniej, ale nie było daleko więc wyznaczyłem kierunek na Szczyrk i Wisłę. 





Widząc skocznie narciarskie, pierwsza myśl jaka mnie naszła to "Hmmm, ciekawe czy dałbym radę podjechać pod nią motocyklem". Nie sprawdziłem, bo pewnie gdybym spróbował, to skończyła by się moja wyprawa. Albo bym poniósł klęskę i połamał siebie lub sprzęt, albo by mnie zamknęli ;)

Dalej wyznaczyłem kierunek na Wadowice i krętymi dróżkami leciałem dalej przed siebie. 

Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego na południu Polski jest tylu motocyklistów (wydaje mi się więcej niż na północy). Teraz już to chyba rozumiem; to ze względu na tereny jakie tam mają. Dróżki, strumyczki, górki i góreczki, tamy. Tam aż się prosi, żeby to eksplorować z kanapy motocykla.




Z Wadowic ruszyłem w kierunkmu Ogrodzieńca, po drodze zahaczając o zamek Tenczyn; niestety zamknięty więc obejrzałem go tylko z zewnątrz.



Już po zmroku dotarłem do Ogrodzieńca. Szukając wujkiem googlem miejsca na nocleg, znalazłem fermę strusi. Mając do wyboru klasyczną "noclegownie" vs ciekawe miejsce, zawsze wybieram bramkę nr 2. Dlatego i tym razem oczywiście padło na strusie.

Nocleg kosztował 45 zł (bez śniadania), natomiast opowieści właściciela o hodowli strusi były bezcenne. 
Obejrzałem od kuchni zagrody, kupiłem wydmuszki strusich jaj dla córek, zjadłem kabanosa ze strusim mięsem, dowiedziałem się, że jajo strusie ma skorupkę do 2,5 mm i waży ~1,5 Kg, a robi się z ich skóry nawet obuwie po 800 zł od pary - słowem rewelka. 

Miejscówkę polecam - http://www.fermastrusi.pl/






Rano kubek kawy i przeskok na zamek Ogrodzieniec. 


Zamek robi ogromne wrażenie. Osoby, które lubią zwiedzać ruiny, będą zachwycone.


Zanim wszedłem na zamek, trzeba było nabrać sił i zjeść śniadanie. W okolicznych budach kupiłem pajdę chleba ze smalcem i ogórem kiszonym. 
Usiadłem nieopodal na kawałku skały i zjadłem śniadanie w towarzystwie pięknej pogody i zamku.


Kilka zdjęć już z samego Ogrodzieńca.




Jeszcze tego samego dnia ustawiłem azymut na Bydgoszcz. W okolicach 20:00 byłem już w domu, wszak rano trzeba wstawać do pracy...