wtorek, 11 kwietnia 2017

2017-03-31 W poszukiwaniu strusiego mięsa

Miniony weekend również spędziłem w podróży. Miejsca, które odwiedziłem nie są jakoś szczególnie odkrywcze. Nie mniej może część z Was nie miała dotąd okazji ich odwiedzić i tym postem Was do tego zachęcę.

Wiosna to moja ulubiona pora. Od dłuższego czasu chodziło mi po głowie żeby wybrać się na południe Polski. Zwiedzić muzeum w Oświęcimiu i zamek Ogrodzieniec.

Zazwyczaj jeżdżę wspólnie ze znajomymi, ale tym razem zdecydowałem się pojechać sam. Na kołach byłem już w piątek. Trasa mieszana. Szutry, trochę pól i lasów. Miałem dziennie do pokonania ~400 km, więc część drogi musiałem pokonać asfaltem. Łącznie uzbierało się coś koło 1100 km.

Po drodze kilka przystanków, w miejscach gdzie już było wyraźnie czuć wiosnę.




Wczesnym wieczorem zatrzymałem się na nocleg w "Złotej róży". Ze śniadaniem zapłaciłem 80 zł, a warunki były bardzo komfortowe. Do tego w pokoju bardzo fajnie pachniało drewnem, co nastrajało po "górolsku".




Rano oczywiście jajeczniczka, paróweczki i w drogę. Pogoda idealna do jazdy. Ciepło, czyste niebo.


Z kilometra na kilometr robiło się ciekawiej.


Po drodze minąłem TVPiS Katowice. Wieża robiła wrażenie, choć zdjęcie tego nie oddaje.


Mijając kominy ciepłowni poczułem się wreszcie jak na południu ;)


Przed 12:00 byłem już w muzeum. Koszt biletu (wcześniej kupionego przez Internet) to 30 zł. Parking 8zł. 

W samym muzeum zrobiłem tylko dwa zdjęcia. To miejsce nie nastraja do strzelania fotek. IMHO muzeum to miejsce obowiązkowe dla każdego, przynajmniej raz w życiu.



Po zakończeniu zwiedzenia, zdecydowałem że jadę dalej na południe. Nie planowałem tego wcześniej, ale nie było daleko więc wyznaczyłem kierunek na Szczyrk i Wisłę. 





Widząc skocznie narciarskie, pierwsza myśl jaka mnie naszła to "Hmmm, ciekawe czy dałbym radę podjechać pod nią motocyklem". Nie sprawdziłem, bo pewnie gdybym spróbował, to skończyła by się moja wyprawa. Albo bym poniósł klęskę i połamał siebie lub sprzęt, albo by mnie zamknęli ;)

Dalej wyznaczyłem kierunek na Wadowice i krętymi dróżkami leciałem dalej przed siebie. 

Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego na południu Polski jest tylu motocyklistów (wydaje mi się więcej niż na północy). Teraz już to chyba rozumiem; to ze względu na tereny jakie tam mają. Dróżki, strumyczki, górki i góreczki, tamy. Tam aż się prosi, żeby to eksplorować z kanapy motocykla.




Z Wadowic ruszyłem w kierunkmu Ogrodzieńca, po drodze zahaczając o zamek Tenczyn; niestety zamknięty więc obejrzałem go tylko z zewnątrz.



Już po zmroku dotarłem do Ogrodzieńca. Szukając wujkiem googlem miejsca na nocleg, znalazłem fermę strusi. Mając do wyboru klasyczną "noclegownie" vs ciekawe miejsce, zawsze wybieram bramkę nr 2. Dlatego i tym razem oczywiście padło na strusie.

Nocleg kosztował 45 zł (bez śniadania), natomiast opowieści właściciela o hodowli strusi były bezcenne. 
Obejrzałem od kuchni zagrody, kupiłem wydmuszki strusich jaj dla córek, zjadłem kabanosa ze strusim mięsem, dowiedziałem się, że jajo strusie ma skorupkę do 2,5 mm i waży ~1,5 Kg, a robi się z ich skóry nawet obuwie po 800 zł od pary - słowem rewelka. 

Miejscówkę polecam - http://www.fermastrusi.pl/






Rano kubek kawy i przeskok na zamek Ogrodzieniec. 


Zamek robi ogromne wrażenie. Osoby, które lubią zwiedzać ruiny, będą zachwycone.


Zanim wszedłem na zamek, trzeba było nabrać sił i zjeść śniadanie. W okolicznych budach kupiłem pajdę chleba ze smalcem i ogórem kiszonym. 
Usiadłem nieopodal na kawałku skały i zjadłem śniadanie w towarzystwie pięknej pogody i zamku.


Kilka zdjęć już z samego Ogrodzieńca.




Jeszcze tego samego dnia ustawiłem azymut na Bydgoszcz. W okolicach 20:00 byłem już w domu, wszak rano trzeba wstawać do pracy...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz